poniedziałek, 20 lipca 2015

Nawałnica

Tego dnia serce podeszło mi do gardła kilkukrotnie. Pierwszy raz, gdy zobaczyłam nadciągającą nad Młochów nawałnicę, czarne chmury i wyraźnie widoczną ścianę wody. Drugi raz, gdy dosłownie chwilę później nawałnica przyszła do nas, a ja miałam do pokonania 10 metrów z lustrzanką wepchniętą pod bluzkę - ulewa przyszła w sekundę, nawet chwili nie kropiło. Po prostu spadła na nas ściana wody. Zdążyłam jednak uchronić sprzęt i schronić się w domu, nim burza rozpętała się na dobre, a ściana wody okazała się nieść ze sobą obfity grad wielkości czereśni.



Patrzyliśmy przez okno na kładący się tuz nad samochodami kasztanowiec, wichura na szczeście zagłuszyła głośny trzask, do jakiego musiało dojść wtedy z drugiej strony, bo tuż za domem w połowie złamała się duża sosna. Na szczęście konar poleciał w drugą stronę, oszczędzając dom. Ta sosna to jedyna nasza strata, i choć początkowo bardzo się nią zmartwiliśmy szybko okazało się, jak wiele mieliśmy szczęścia. Gdy wyszliśmy do parku zobaczyliśmy obraz jak po bitwie - dziesiątki powalonych drzew, wysokich na kilkadziesiąt metrów. Kilka z nich było rozerwanych wzdłuż, a w środku były spalone od piorunów. Parkowe ścieżki były zablokowane a my, jako jedyni początkowo w parku mieliśmy pocno przyśpieszone tętna - wiedzieliśmy jak szybko przyszła nawałnica, wiedzieliśmy też ile osób wypoczywało w parku i mieliśmy obawy, że coś mogło się komuś stać, więc dokładnie oglądaliśmy każdy zakamarek parku by w razie czego udzielić pomocy.






Najmocniej przeżyliśmy moment wyjścia na drogę po przeciwnej stronie parku. Była całkowicie zablokowana z obu stron, co kilka - kilkanaście metrów leżały konary i gałęzie. Wiedzieliśmy, że jesteśmy odcięci i przez dobrych kilka godzin nie wrócimy do Warszawy. Nie to jednak tak nami wstrząsnęło - dopiero po kilkudziesięciu sekundach stojąc na tej drodze dostrzeglismy małą, niebieską plamę pod zwalonym drzewem i od razu każdy wyobraził sobei najgorsze. Przy parku stał zgnieciony samochód. Ruszyliśmy w jego stronę, chociaż dojście było niemożliwe, zwalone drzewa odgradzały nas od samochodu, ale na szczęście na nasze wołania natychmiast odpowiedzieli ludzie po drugiej stronie drzew dając znać, że nic im się nie stało. Nawałnica, która powaliła kilkadziesiąt drzew zastała ich w parku, a kolejne, spadające konary uniemożliwiły im ucieczkę do samochodu. Cały ten koszmar przeżyli w parku i jak się okazało było to dla nich szczęście w nieszczęściu. Szoferka ich samochodu była zgnieciona.


Strażacy uwijali się jak w ukropie, udrożnili drogę w kilkadziesiąt minut, więc mogliśmy wrócić do miasta. Tu natomiast przywitała nas podwójna tęcza :)


1 komentarz:

Będzie mi bardzo miło, jeśli zostawisz komentarz :)

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...